niedziela, 26 grudnia 2010

Nocna Masakra 2010 !!!


„Masakra” to słowo często padało, gdy napieraliśmy z Szymonem na Nocnej Masakrze i zaraz zrozumiałem jak dobrze nazwa odzwierciedla trudność tego rajdu. 50km w 15h na orientacje, takie dystans już wielokrotnie pokonywałem, ale w ostatni weekend trzeba było dodać 30 cm śniegu i zapowiadaną pogodę od -10 do -20. No i jak miało być trudno tak było :)

Startujemy z lekkim poślizgiem o 1645. Śniegu jak na zachodniopomorskie i grudzień dużo jak nigdy. Pierwsze uderzamy na PK8 i planujemy robić trasę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Ścieżki są wydeptane przez zawodników startujących na 100km, tak więc nawigacja nie jest za trudna. Przydają się umiejętności tropicielskie…

Następnie, uderzamy na PK13 znajdującym się na skraju mapy, podbiegamy duże fragmenty. Na razie jest dobrze, ścieżki wydeptane i ubite i czas dobry. Kolejny jest PK8, nawigacja łatwa, ale tylko do okolicy punktu. Później wydeptane ścieżki prowadzą we wszystkich kierunkach i w pewnym momencie mamy chwilę zawahania, ale pilnujemy cały czas mapy i kompasu i trafiamy bezbłędnie do punktu. Wszystko pięknie tylko chodzenie po ścieżkach w śniegu przypomina chodzenie po piasku po plaży i potrzeba więcej wysiłku przy tej samej prędkości (u mnie ok. +20 do tętna). Dodatkowo noga się wykręca w każdą stronę. 

Następnie mamy w planach  PK14, wybieramy wariant szybkościowy. Wracamy do drogi i lecimy prosto do PK14. Liczymy przecinki i skręcamy w tą prawidłową. Z PK14 do PK15 optymalna dla nas trasa wiedzie do drogi koło Niesporowic i później prosto tą drogą. Do drogi idziemy na azymut po śladach. Na polu trafiamy na ślady traktora i idziemy po nich do drogi. Przy PK15 przerwa na herbatę (oczywiście jedyna przerwa – tylko kilka chwil). Ponieważ plecak trzymałem pod kurtką, to zdejmując ją okazało się, że w kurtce między siateczką a membraną mam szron i lód (smerfastycznie). Mimo wszystko było mi tak ciepło, dzięki szybkiemu tempu, że rękawiczki miałem zdjęte przez 80% czasu. 

Druga połówka trasy to pola i jeszcze raz pola na azymut. Ścieżki były wydeptane, co prawda nawigacja prosta, ale klimat niesamowity. Mieliśmy mgłę, widoczność 20 m i biel ogarniająca ze wszystkich stron. A my na kompas i hej do przodu. Duża ilość śniegu znacznie nas spowolniała. Przy PK6 tracimy 10 minut na poszukiwania. PK1 zdobywamy bezproblemowo. Ostatni etap do PK12 mamy w planach pokonać idąc nasypem kolejowym i później na skróty pomiędzy jeziorkami. Ale okazało się, ku naszemu zdziwieniu, że na nasypie trasa była nieprzetarta. Wróciliśmy do drogi i ostatecznie zeszliśmy aż do Barlinka (300m od bazy gdzie piwko czekało…). Na końcu PK12, byłem już nieźle zmęczony, a tu jeszcze trzeba wejść na szczyt wzgórza. He he he. Do bazy docieramy o 0520 po 12h35min w trasie. 

Piwko miodowe wraz z makaronem na zakończenie było miłym akcentem. Nigdy nie byłem tak zmęczony po 50km (a raczej po 57km - tyle gps zliczył). Szacunek dla chłopaków co zrobili w trasę w 8 i pół godziny. Do domu wróciłem ok. 13 i spałem praktycznie do poniedziałku do rana. Zjadłem też trzy obiady….

W następny sezonie planuje wziąć udział w pucharze na 50km. W tym roku, dwa starty dały mi 14 miejsce, w 2011 szykuje się większa konkurencja. Choć ważniejsze jest dla mnie, aby w następnym roku przebiec całe 50km. Zapowiada się dużo dobrej zabawy !!!